piątek, 6 lutego 2015

Coś fajnego: Styczeń

Muzyka:
Pro8l3m- Art Brut
No nie wiem, jakoś zauroczyła mnie ta płyta. Słuchałam cały czas, katując na okrągło. Czekam na jakiś koncert w okolicy.

Serial:
Na początku stycznia królował "Seks w wielkim mieście", potem wielki powrót do "Skinsów" i nie zapominajmy, że w styczniu też był finałowy odcinek czwartego sezonu "American Horror Story". "Seks w wielkim mieście" obejrzałam jako dziewczyńskie zaległości. Serial dobry jako taka zapchajdziura. Oglądałam/słuchałam zmywając naczynia, sprzątając w domu, nie powiem były odcinki, że przysiadłam i po prostu oglądałam. Powrót do "Skinsów" no nie wiem jakoś tak mi się zachciało przypomnieć swoje gimbazjalne lata kiedy oglądałam to po raz pierwszy. W tedy byłam zafascynowana, teraz patrzyłam na to już wszystko inaczej i wszystko było tak bardzo przekoloryzowane. ZAPAMIĘTAĆ NIE OGLĄDAĆ SERIALI DO KTÓRYCH MA SIĘ JAKIKOLWIEK SENTYMENT. No i dochodzimy do AHS, osobiście czuję się zawiedziona tym sezonem. Po pierwszym który obejrzałam  z zapartym tchem czekając na następny odcinek. Drugi sezon jak dla mnie fenomen, chociaż jak dla mnie nie potrzebny był wątek z ufolakami, ale drugi to miłość mojego życia. Pamiętam jak mniej więcej rok temu oglądałam go sama w nocy i jak bardzo bałam się leżeć sama w tych ciemnościach. Trzeci sezon nuuuda i uważam, że to był najsłabszy sezon. No i dochodzimy do czwóreczki. Uważam, że miała potencjał, ale znowu poszło coś nie tak. Nie czułam ani strachu, ani oczekiwania na kolejny odcinek. Oglądałam bardziej, żeby podziwiać grę aktorską niż samą fabułę, 

Film:
O tu jest ciężko, z ponad 20 tytułów, wybrałam 4. Ja to umiem się ograniczyć.


  • Zaginiona Dziewczyna
  • Dracula Historia Nieznana
  • Locke
  • Bez Litości

wydarzenie :
Nie wiele, działo się w tym miesiącu. Mogę się pochwalić, że zaliczyłam jeden koncert i byłam w kinie. Zacznijmy od kina. Młodszy brat na weekend u mnie (12 lat) Więc pole do popisu w kinie dosyć ograniczone. Wypadło na "Pingwiny z Madagaskaru"(hmm? może dlatego, że nic więcej nie było poniżej 12 roku życia) I stwierdzić muszę, że chyba jestem za stara na takie bajki, bo połowę przespałam a drugą przeryczałam. Może dlatego, że byłam na kacu. Dzień wcześniej byłam na koncercie 2stego. Melanż przedni nie powiem, że nie. Takim fejmem jestem, że siedziałam w kanciapie raperzyków. Hahaha te znajomości. DRUGA CENNA RADA TO, ŻE PO SZAMPANIE JEST MEGA KAC.

Książka:
Tu wybór był prosty. "Ofiara losu" Camilli Lackberg. Książka, którą pochłonęłam w 2 dni. Myślę, że gdyby nie praca w 1 dałabym radę. Jak dla mnie książka, nieprzewidywalna, czytałam z zapartym tchem. Nie mogąc doczekać się kiedy skończę. Czytałam później recenzję, książka oceniona średnio podobno istnieją lepsze tytuły tej aktorki, jednak ja nie mogę doczekać się kiedy dorwę je w moje łapki.

Jedzenie:
Zdecydowanie wygrywa śmieszna kasza. Hahaha. 
Gotujemy kaszę (do wyboru do koloru, jaką lubimy ja mam przetestowane z kuskusem, jaglaną i jęczmienną i polecam ze wszystkimi)
Gotujemy kaszę z połową kostki rosołowej. Kiedy kasza pięknie ugotowana wyjmujemy woreczek z garneczka. A bulionik ( nie, nie, nie wylewamy nie marnujemy nic) bulionik wylewamy na głęboką patelnię i wrzucamy z 5 kostek szpinaku (wiecie o co chodzi nie?) . Jak już nam szpinaczek pięknie się rozmrozi dodajemy wcześniej ugotowaną kasze. Teraz czekamy, aż bulionik nam się odparuje i uważamy, żeby nic się nie przypaliło. I tym o to sposobem mamy śmieszną zieloną kaszę. Jeśli chcemy urozmaicić to polecam dodać jeszcze czosnek. To jest kozak czosnkowa zielona kasza. 


6:41
Bezsenne noce.
Sobota,7 lutego 2015
Żegnam idę do pracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz